Uwaga!

Obserwatorzy

18 listopada 2013

Znów to samo.. -,-

Znów to samo, właśnie.. Jestem znów zmuszona zawiesić tego bloga na czas nieokreślony. Wszystko zależy od tego czy powróci moja wena i chęci do pisania. Jeśli ktokolwiek lubi czytać jak ja pisze to (niestety) będę tylko na blogu Invinitive Love. Choć i tam też za bardzo nie idzie mi pisanie..
Przepraszam za zawiedzenie was.. Choć nie wiem czy ktokolwiek tu jest.. xD
Ale to możemy wyciąć.. xD
Więc, może coś tutaj napisze za kilka miesięcy.. Lecz niestety w to wątpię..
Przepraszam was jeszcze raz.. ;(

13 października 2013

Rozdził V: Kto go porwał..?


-On jej nic nie zrobił. To wszystko jest wynikiem trąby powietrznej.
-Beau przyniósł Ruby z lasu, gdy ta nie mogła się ruszyć.-powiedziała pod nosem mam- Oddaj pamiętnik mojej córce-spojrzałam zdziwiona na Pearl- Chciał się dowiedzieć czy aby na pewno jesteś wilkołakiem..
-.. wilkiem..!!-przerwałam matce w zdaniu- Pamiętaj, wilkiem..-powiedziałam spokojniej
-Wilkiem a my wampirami.. 
***
-Skąd Pani to wie.?-spytał zdziwiony Beau.
-Dowiesz się z czasem..
-Jak co ze mną zrobić..?!-krzyknął zszokowany, po raz pierwszy Pearl uśmiechnęła się serdecznie do nieznajomego- Chcemy ci pomóc..
Podeszła do niego ostrożnie, położyła ręce na  ramionach chłopaka i spojrzała prosto w oczy. Tak, moja mama nie jest wyjątkiem. Także ma te swoje wyróżnienie spośród wampirów. Wystarczy aby spojrzała w oczy a zobaczy każde twoje wspomnienie. Możesz o nim nie myśleć, możesz go nie pamiętać ale ona je zobaczy. Minus..? Może oglądać wszystko z twoich myśli, lecz nie u wilków. Tak samo Louis. Każdy wampir nie może oddziaływać swoim darem na moją rasę. Mogą używać je na ludziach, aniołach, demonach czy nawet smokach(choć sama nie wiem czy istnieją te istoty)..! Ale nigdy na wilkach.. Nie wydaje się to dla was minusem, lecz niestety dla mnie tak. Jako dziecko trafiłam do domu dziecka i nie mam zielonego pojęcia jak wyglądali moim rodzice, ani co się z nimi stało.. Można powiedzieć, że za bardzo mnie to nie obchodzi czy byliśmy bogaci czy biedny, czy jak wyglądali. Najbardziej chciałabym wiedzieć dlaczego mnie opuścili.. Z powodu mojej drugiej twarzy czy z powodu braku środków do życia..? Louis nieraz opowiadał o wilkach i ich osiągach. Rzadkością było aby powiedział złe słowo na ich temat. Zawsze je wychwalał. Nie mam pojęcia czy to robił ze względu na mnie czy aby mnie podpudować, czy aby pokazać do jakiej wspaniałej rasy należę.
Dowiadywanie się Pearl o Beau zajęło jej zaledwie 5 minut. Zapewne przetrząsła wszystko co możliwe w jego głowie. Z ciekawości podeszłam bliżej nich. Kobieta z szeroko otwartymi oczami wpatrywała się w Louisa. Przekazywała mu wszystko co się dowiedziała. Tak przekazywała patrząc się w jego oczy. Dar mamy opierał się przede wszystkim na kontakcie wzrokowym. Potrafiła także przesyłać słowa i obrazy do innych osób, ale.. musiała patrzeć w oczy tej osobie, inaczej nie mogła nic zrobić.
Szturchnęłam ją w ramie, jednak gdy nic nie zrobiła stanęłam na wprost niej. Kobieta od razu spojrzała na mnie. Lecz zmieniła się o 180 stopni. Stała się smutna, a po jej policzkach spłynęły łzy. Najwidoczniej w jego obrazach życia, jak to mówią rodzice, zobaczyła coś co ją poruszyło.
-Mamo co się stało..?-spytałam lekko się uśmiechając, aby dodać jej otuchy
Pearl spojrzała na mnie załzawionymi oczami. Po chwili przed oczami pojawiła mi się dorosła kobieta, brunetka, jej wzrok był skierowany na mnie. Przepełniony miłością i troską. Najwidoczniej to mama Beau. Nagle padła na ziemie nieprzytomna, a ja widziałam tylko ciemność i czyiś dotyk na brzuchu. Ktoś mnie podniósł i zaczął nieść. Następnie zostałam rzucona na fotele auta, który po chwili przemówił warczeniem silnika.
-Przepraszam, więcej nie mogę ci pokazać.. Nie starcza mi siły.-powiedziała z smutkiem w oczach.-Zrozumiałaś coś..?-spytała szeptem Pearl
Potrząsnęłam głową, na znak niezrozumienia. Z tego odcinku dowiedziałam się o śmierci jednego z rodziców Beau... I nic więcej..
-Kto go porwał..?- spytałam, pragnąc dowiedzenia się więcej o całej sytuacji
-Ojciec..-odpowiedziała prawie niesłyszalnie

23 września 2013

Rozdział IV: Sam się niedługo dowiesz..

-Skąd tak dobrze mnie znasz.? Przepraszam, ale nie przypominam sobie ciebie w moim życiu.
-Bo nigdy w nim nie byłem. Dopiero od tygodnia zacząłem się tobą interesować, gdy zobaczyłem jak potrafisz zmienić się w ogromnego wilka. I do tego, białego.. Myślałaś kiedyś co może oznaczać kolor twojej sierści.? Bo wiesz, są rude, czarne, szare ale rzadko spotykane białe. Ciekawe od czego to zależy.. Nie ciekawi cię to..?
-Dlaczego tak szybko zmieniasz temat..?-spytałam z ciekawości, jak dla mnie on był podejrzanym człowiekiem...
***
-Wydaje ci się, po prostu zżera mnie ciekawość..- uśmiechnął się lekko
Spojrzałam na niego spod brwi. Nie wyglądał na szczerą osobę. A może mi się wydaje..? Znam go od.. kilku godzin..
Wichura za oknem nie dawała odporu. Bez przerwy było słychać odgłosy wiatru lub przedmiotów obijających się o ściany domu. Trwała już dobre pięć minut, więc niedługo zakończy się ta męka. Po chwili usłyszałam huk spadających drzwi i pisk bólu Saphiry. Rozejrzałam się po pomieszczeniu. Nie było Beau, jak i psa. A przecież przed chwilą byli koło mnie..! Pobiegłam na korytarz, gdzie słyszałam krzyk pomocy mojej przyjaciółki. Drzwi rzeczywiście leżały na ziemi, lecz Saphiry ani śladu. Zajrzałam do salony. Tam napotkałam obydwóch. Psa leżącego na kanapie, śledzącego każdy ruch Beau. Co ten za to przyglądał się każdemu skrawku ciału poszkodowanej. Nie mogłam uwierzyć w szczęście które mnie teraz spotkało. Gdyby nie on, zapewne już bym nie żyła, lub leżała gdzieś i umierała. A tak..? Mam wywalone z niewiadomych przyczyn drzwi wejściowe, mój pies nie wiem czy jest ranny... Ale jednego jestem pewna: ten młody wampir, jeśli nie ma gdzie się podziać to już tu mieszka. Rodzice na pewno będą kazać mu zostać. Może nawet lepiej dla mnie. Może to właśnie on zrozumie mój charakter, którego sama nieraz nie mogę pojąć..?
-Cała i zdrowa, a bynajmniej tak się wydaje.-uśmiechnął się lekko i pogłaskał psa po pysku.Odwrócił się w moją stronę-kontaktujesz jeszcze.? Nad czym tak rozmyślasz.?
-Niczym.. Sam się niedługo dowiesz.- uśmiechnęłam się lekko i podbiegłam do drzwi, które aktualnie leżały na ziemi
-Wichura..-spojrzałam pytającym wzrokiem na chłopaka- Może jeszcze ja je specjalnie wywaliłem..?!-wywróciłam oczami
Usiadłam znów na kanapie czekając cierpliwie na rodziców. Niestety jak na razie nie mieli zamiaru przyjeżdżać. Patrzałam się ciągle w jeden punkt. Wiem tylko tyle, że Saphira leżała mi na kolanach a Beau na wprost mnie w fotelu rozmyślał nad czymś.
W końcu po godzinie przyjechali. Pierwszy z auta wyszedł Louis. Na jego twarzy malowało się przerażenie, które ciągle wzrastało. Nie mógł się nadziwić co się tu stało. Następnie jak dżentelmen powolnymi ruchami otworzył drzwi Pearl. Kobieta z początku nawet nie zauważyła, że może już wyjść z auta. Była za bardzo zszokowana. Dopiero po chwili opuściła samochód i jak najszybciej pobiegła do mnie. Zajęło jej to zaledwie sekundę. Gdy mnie zobaczyła nie ukrywała radości. Zaczęła mnie przytulać i całować po czole, policzkach. Na początku nie zwracała uwagi na Beau, lecz gdy spojrzałam na niego zachowanie Pearl zmieniło się. Zaczęła bić chłopaka gdzie tylko popadnie. Chciałam im przeszkodzić, jakże te ich miłe poznanie siebie. Niestety w swoim wątłym ciele człowieka nie mogłam nic zrobić. Na początku chciałam zawołać Louisa, lecz po krótkim zastanowieniu zdałam sobie sprawę z powagi sytuacji. Gdybym wróciła z pomocą, chłopaka by już nie było.
Stanęłam pomiędzy nimi w postaci wilka ostrzegawczo warcząc. Mamo przestań.!- powiedziałam myślami do Pearl- Życie mi uratował..?! Spojrzałam wyczekująco na kobietę. Stanęłam znów na dwóch nogach widząc, unormowanie się sytuacji. Po chwili stanął koło mnie Louis, uśmiechnięty od ucha do ucha. Zapewne wyczuł nastawienie obydwóch. Mój tato ma niezwykły dar. A mianowicie potrafi wyczytać z człowiek co czuje. Wie gdy ktoś się czegoś boi, gdy się nudzi, czy gdy ma ochotę zabić osobę przebywającą w pobliżu, tak jak Pearl Beau.
-On jej nic nie zrobił. To wszystko jest wynikiem trąby powietrznej.
-Beau przyniósł Ruby z lasu, gdy ta nie mogła się ruszyć.-powiedziała pod nosem mam- Oddaj pamiętnik mojej córce-spojrzałam zdziwiona na Pearl- Chciał się dowiedzieć czy aby na pewno jesteś wilkołakiem..
-.. wilkiem..!!-przerwałam matce w zdaniu- Pamiętaj, wilkiem..-powiedziałam spokojniej
-Wilkiem a my wampirami.. 

14 sierpnia 2013

Rozdział III: Louis, Pearl pomóżcie..

Biegłam dobre dwadzieścia kilometrów przez las. A on nadal nie zwalniał. W końcu wyprzedziłam go i stanęłam na wprost niego. Był zmuszony do zatrzymania się w miejscu i wysłuchania mnie.
Zastanawiałam się przez chwilę czy usłyszy mnie gdy będę mówić do niego myślami czy zmienić się w człowieka i zaryzykować życiem. Postanowiłam zaryzykować. Podniosłam się z czworaków i spojrzałam w zielone oczy chłopaka.
***
Na jego twarzy malowało się zdziwienie. Podbiegł do mnie, stykaliśmy się nosami. Gwałtownie odsunęłam się do tyłu i wywaliłam o jakiś korzeń. Nie miałam zielonego pojęcia co się dzieje. Wszystko działo sie jakby w przyśpieszonym tempie. Nagle świat zaczął wirować, stał się cały czarny. Potrząsnęłam głową, aby odpędzić dziwne złudzenia. Na szczęście pomogło. Chłopak ukucnął koło mnie i wziął na ręce. Ciepło ciała chłopaka otrząsnęło mnie z chwilowego rozkojarzenia. Postaw mnie-powiedziałam szeptem. Chłopak zrobił co kazałam. Po dotknięciu z ziemią zamieniłam się znów w wilka. Jednak strach przezwyciężył odwagę. Bałam się jak nigdy. Wszędzie było ciemno, a ja.. A ja byłam sama. Tylko z nim, którego nie znałam i nie wiedziałam do czego jest zdolny. Chciałam wołać o pomoc, choć nikogo wokół nie było a mi nie działa się krzywda. Panicznie się bałam, a tak na prawdę nie miałam czego. Z daleka usłyszałam odgłosy trąby powietrznej.. Chyba.. Która biegła w naszą stronę. Panicznie bałam się tego żywiołu. Wiedziałam do czego jest zdolny. Mógł w jedną sekundę zdmuchnąć dom w powierzchni ziemi. Oglądałam się bez przerwy za siebie. Mój strach sięgał zenitu. Spojrzałam na nieznajomego. W jego oczach malował się niepokój, smutek jak i strach.
-Dlatego chciałem cię stąd zabrać. Dalej choć..- powiedział niemalże krzykiem
Nie mogłam się ruszyć z miejsca. Louis, Pearl pomóżcie..-powiedziałam w myślach. Miałam nadzieje, że nie są daleko. Jeśli tak, jestem martwa. Ale jeśli nie, powinni mnie usłyszeć i pomóc. Odczekałam chwile i ich nie zobaczyłam przed sobą. Pomocy..!!-krzyczałam przez myśli. Chłopak co chwile zmieniał położenie swojego wzroku. Przechodził to ze mnie, to na niebo. A ja głupia nadal byłam sparaliżowana ze strachu. Spojrzałam na niebo, coraz bardziej czarne.  
-Proszę, nie pójdę bez ciebie. Stań chociaż w posturze człowieka, bo z przeniesieniem olbrzymiego zwierzęcia będzie ciężej w porównaniu do chudego ciała. Proszę.. Choć ze mną..- podszedł do mnie ostrożnie, pogłaskał po głowie i ukucnął na wprost moich oczu- No dalej..
Nagle zerwał się gwałtowny wiatr. Co spowodowało najszybsze w moim życiu stanięcie na dwóch nogach. Wziął mnie na ręce i pocałował w czoło. Po pięciu sekundach byłam w domu. Szybko zamknęłam drzwi i pobiegłam do góry, zobaczyć czy okna także są zamknięte. Wichura rozpętała się na całego.
Saphira..!!!
Zbiegłam po schodach prosto na dwór, nieznajomy złapał mnie w talii i zatrzymał przed rzuceniem się w bieg za ukochanym pupilem. Zamknął szybko drzwi na wszystkie możliwe zamki i spojrzał na mnie..
-Uratowałem cię przed chwilą od tego czegoś, a ty teraz chcesz tam biec..?! Jeśli tylko wyjdziesz będziesz martwa, wszystko lata w powietrzu..
Wszystko lata w powietrzu..-te słowa odbijały się echem w mojej głowie. Moja kochana psina teraz umiera a ja siedzę w domu i nie mogę jej uratować. Żyłam z nią pięć lat.
Upadłam na kolana i rozpłakałam. Chłopak od razu zareagował i przytulił do siebie. Próbował wykrzesać ze mnie powód mojego płaczu, lecz ja byłam nieugięta. Wtulałam się w niego i płakałam.
-Ej, nie płacz.. Nie lubię gdy dziewczyna płacze.- podniósł moją głowę za podbródek i spojrzał mi w oczy- Słyszysz mnie..? Nie płacz.. Dlaczego niepotrzebnie marnujesz łzy.? Twoi rodzice przecież są bezpieczni.
-Saphira..-powiedziałam po cichu i znów po moim policzku poleciała łza
-Ona..? Jak na razie trzyma się dobrze. Nie mogłaś od razu..?
Pobiegł do łazienki i otwarł drzwi. Od razu zauważyłam olbrzymią głowę zwierzęcia i machający ogon. Pies niepewnie spojrzał na chłopaka i podbiegł do mnie.
-Szczekała na mnie, chciała ugryźć.. Nie miałem innego wyjścia, zamknąłem ją w kiblu..
Przytuliłam jeszcze raz psa do siebie. Dziękuje-powiedziałam szeptem i lekko podniosłam twarz aby spojrzeć na nieznajomego.
Nagle żarówka, która znajdowała się w żyrandolu przepaliła się. Usłyszałam tylko ciche trzaśnięcie, a światła w cały domu zgasły. Najwidoczniej linie w których płynął prąd zostały zerwane przez żywioł na dworze. Powoli wstałam i zaczęłam iść po omacku do kuchni. Wyjęłam z półki świeczki i zaświeciłam. Po chwili przybiegła Saphira, a tuż po niej nieznajomy. Właśnie przydałoby się coś dowiedzieć o nim. Usiadłam na krześle i oparłam głowę na dłoniach... Twarz miałam skierowaną na chłopaka.
-Powiesz mi chociaż jak masz na imię.?-spytałam z ciekawością w głosie
-Beau-usiadł na sąsiadującym krześle
-To którego roku się urodziłeś..?-spytałam lekko uśmiechnięta
-Dziewięćdziesiątego siódmego.
-Czyli jesteś rok starszy ode mnie..-powiedziałam z namysłem, rozmyślając czym może być chłopak siedzący przede mną.
-Na to wygląda, Ruby.-podkreślił moje imię
-Skąd znasz moje imię.?-spytałam z uwagą- Przepraszam, ale nie przypominam sobie, abyś kiedykolwiek był w moim życiu. 
-Bo nigdy w nim nie byłem. Dopiero od tygodnia zacząłem się tobą interesować, gdy zobaczyłem jak potrafisz zmienić się w ogromnego wilka. I do tego, białego.. Myślałaś kiedyś co może oznaczać kolor twojej sierści.? Bo wiesz, są rude, czarne, szare ale rzadko spotykane białe. Ciekawe od czego to zależy.. Nie ciekawi cię to..?
-Dlaczego tak szybko zmieniasz temat..?-spytałam z ciekawości

1 sierpnia 2013

Rozdzał II: Nic o mnie nie wiesz, nic..

 Nie wiem dlaczego ale ta twarz kryje w sobie tajemnice tak jak ja.. tak mi się zdaje. Gdy powiedziałam to mojej przyjaciółce (Pearl) stwierdziła, że jest to przypadkowa twarz wychwycona na tłocznej ulicy i dlatego nie wiem czy widziałam ją kiedykolwiek na żywo. Ale, dodała także, że ma taki sam odcień oczu co moje kiedy zobaczyła mnie pierwszy raz w domu dziecka. Jest wilkiem jak ja..? Czy raczej wilkołakiem..? Na to pytanie może odpowiedzieć czas, który w nieskończoność się dłuży...
***
Ostatnią moją lekcją w szkole była religia, którą traktowaliśmy jak dłuższą przerwę. Usiadłam w ostatnich ławkach. Co pewien czas (niby) koledzy odwracali się w moją stronę i uśmiechali. Całe ich zachowanie strasznie mnie zdziwiło. Zazwyczaj byłam przez nich wyśmiewana i wyzywana od najgorszych, a w tej chwili posyłają do mojej osoby uśmiechy.
Cała lekcja religii upłynęła mi na rozmyślaniu nad zagubionym pamiętnikiem. Nadal nie mogę pojąć jakim cudem zniknął z domku na drzewie. Przez ten las nikt nie przechodził. Każdy wierzył w bajeczkę, która opowiadała o duchach grasujących pośród drzew. Ja osobiście ich nie zobaczyłam, więc uważam to za przypuszczenie a nie stwierdzenie.
Gdy lekcja się skończyła wyszłam ostatnia z klasy. Wszyscy zebrali się w grupkę na korytarzu szkolnym. Ja jako jedyna nie wiedziałam z jakiej okazji wszyscy się tu zebrali. Stanęłam koło mojej klasy, a ci od razu się odsunęli jak najdalej tylko się dało. Spojrzałam na nich. Wódz floty męskiej wyszedł z szeregu.  i dał mi z liścia. Po prostu podszedł i to zrobił. Temperatura mojego ciała gwałtownie wzrosła a w oczach pojawiły się łzy. Spojrzałam na resztę osób patrzących na te dziwne widowisko. Wszyscy się śmiali oprócz mnie. Rozglądałam się wokół po ludziach z nadzieją znalezienia jakiejkolwiek szpary aby zakończyć te dziwne przedstawienie. Nadzieja matką głupich.. Gwałtownie się odwróciłam aby nie pokazać cienia słabości. Musiałam stamtąd szybko uciec, musze nad sobą zapanować, nad złością. Podbiegłam do jednej strony koła. Poczułam uścisk na ramieniu. Przekręciłam lekko głowę w stronę osoby stojącej za mną. Okazała się nią dziewczyna, która była wodzem floty żeńskiej. Ukucnęłam lekko i wyrwałam ramie z jej uchwytu.
-Ofiara losu..! Mogłabyś się trochę postarać z tą ucieczką. Obejrzyj się do o koła..! Ci wszyscy ludzie są przeciwko tobie. Nie lubią cię, wręcz nienawidzą.. A ty nadal jesteś miła i udajesz, że jest wszystko okej. Wynoś się stąd z tą swoją idiotyczną rodzinka, podrzutku..!-usłyszałam za plecami piskliwy głos
Chciałam uciec, marzyłam tylko i wyłącznie o tym. Wiele było takich sytuacji. Nauczyciel zawsze się nei zjawiał. Pojawił się nie raz po zakończeniu akcji terror na Ruby, ale to nic nie dawało. Tylko pogarszało sprawę, Musiałam się tłumaczyć, a to nie było dobre rozwiązanie. Nie chciałam nigdy mówić prawdy. Strach, że może być gorzej przezwyciężał wszystko. Więc kłamałam-wywróciłam się, dostałam złą ocenę. Więc jak widać na załączonym obrazku, nie przepadałam za swoją szkołą.
Podniosłam torbę i walczyłam nad ochotą zamienienia się w wilka i rozgryzienia jej. Głupia zachcianka, ale cóż..
Nagle przed oczami zobaczyłam ciemność. Upadłam na kolana i złapałam się za głowę. Nikt o dziwo nie zaczął się śmiać. Po chwili wstałam. Nikogo nie było już na korytarzu, rozejrzałam się ostatni raz i pobiegłam do toalety. Moje odbicie szokowało. Nie wiem jakim cudem, ale pod okiem pojawił się siniak a na policzku szrama. Może ta chwila jednak trwała trochę dłużej..? Bynajmniej nie dla mnie. Pobiegłam do domu przez las, prosto do mojego domku. Musiałam to jakoś zamaskować przed rodzicami. Chociaż wątpię aby mi się to udało.. To było wręcz pewne, że się wyda..
W domku jak zawsze trzymałam apteczkę. Starałam się ukryć skaleczenia na policzku. Nie było to łatwe zadanie, lecz dałam rade, chyba.. Werdykt czeka w domu. Spojrzałam jeszcze raz na półkę gdzie powinien leżeć mój pamiętnik. Nadal go nie było. Może rodzice odwiedzili mój domek na drzewie i go wzięli.? Nie to nie możliwe.. Nigdy nie biorą moich rzeczy.! Znajdzie się.. Mam nadzieje..
W domu nikogo nie zastałam, było w nim pusto. Rozejrzałam się jeszcze po pokojach lecz nikogo nie było. Pobiegłam na dwór i wprowadziłam Saphire do domu, jak zawsze gdy nie ma rodziców. Psina pobiegła od razu usiąść koło fotela gdzie zawsze ja siedzę. Skierowałam się do kuchni po coś słodkiego, tym razem padło na czekoladę. Wróciłam do Saphiry i usiadłam na fotelu. Po chwili sznaucer olbrzymi siedział mi na kolanach. Zapewne komicznie to wyglądało, ale jak dla mnie było to normalne. Po chwili drzwi wejściowe gwałtownie się otwarły. W progu stanął uśmiechnięty blondyn o zielonych oczach, które potrafiły zahipnotyzować każdą dziewczynę. Pies zaczął szczekać na nieproszonego gościa. Chłopak nadal wpatrywał się w moją twarz nie robiąc sobie nic z psa. Powoli wstałam i podeszłam do Saphiry. Zdałam sobie sprawę, że to ta sama twarz którą widzę w snach. Przestraszyłam się. Dobrze wiedziałam, że nie jest przeciętnym człowiek.
Nie mogłam ruszyć się z miejsca, byłam sparaliżowana strachem. Pies nadal szczekał, a chłopak nadal wpatrywał się w moje oczy. Minęło około pięciu minut, a my nadal staliśmy bez ruchu. Chłopak zrobił krok do przodu na co ja natychmiast odskoczyłam do tyłu. Nie miałam pojęcia co robię. Chciałam tylko i wyłącznie pozbyć się nieznanej osoby z domu i dalej spokojnie.. bez zmian żyć. Usłyszałam za plecami jakby czyjeś kroki, instynktownie się odwróciłam co było okropnym błędem. Chłopak w jednej chwili usiadł na kanapie i posadził mnie koło siebie przyciskając do swojego ciała. Próbowałam się wyrwać z uścisku chłopaka, na co on zaczął się cicho śmiać. Pierwszą moją myślą ratunku była zamiana w zwierzę. Lecz nie chciałam ujawniać mojej drugiej twarzy.
Podniosłam lekko twarz aby upewnić się czy to ta sama osoba co w moich snach. Niestety nie myliłam się. Co prawda zawsze zostawał przedstawiany w nich jako rycerz który mnie bronił przed złem świata, ale ja i tak czegoś się obawiałam. W końcu był dla mnie obcym człowiekiem, więc nie ma co się dziwić.
-Wiem kim jesteś. Wiem o tobie wszystko. Teraz przynajmniej jest nadzieja, że nie tylko ja należę do dziwaków.-usłyszałam aksamitny szept nieznanego mi chłopaka
Zerwał się gwałtownie z kanapy i pobiegł przez las. Nie wiem dlaczego ale pobiegłam za nim, tylko w postaci białego wilka. Można było mnie zobaczyć na kilometr, mój kolor dosłownie raził po oczach. Lecz w tej chwili nie zwracałam na nic uwagi chciałam tylko i wyłącznie dowiedzieć się czegoś więcej o tajemniczym człowieku, który w jednej sekundzie wtargnął do mojego życia. Biegłam dobre dwadzieścia kilometrów przez las. A on nadal nie zwalniał. W końcu wyprzedziłam go i stanęłam na wprost niego. Był zmuszony do zatrzymania się w miejscu i wysłuchania mnie.
Zastanawiałam się przez chwilę czy usłyszy mnie gdy będę mówić do niego myślami czy zmienić się w człowieka i zaryzykować życiem. Postanowiłam zaryzykować. Podniosłam się z czworaków i spojrzałam w zielone oczy chłopaka.

13 lipca 2013

Rozdział I: Rutyna dnia..

Dzień jak każdy. Wstałam ubrałam się, książki spakowałam do torby i na dół do kuchni zjeść śniadanie. Rutyna dnia. Na dole jak zawsze czekają na mnie przybrani rodzice, których kocham nad życie. Więc zbiegłam na dół ubrana w białą tunikę na krótki rękaw i czarne getry. Przy stole siedział Louis, mój tato, a w kuchni buszowała Pearl, moja mama. Co dzień ich tak widzę, wyjątkiem jest sobota.
Więc przyszłam do kuchni zjeść śniadanie. Pearl zrobiła kanapki z dżemem brzoskwiniowym. Zjadłam je na szybko i wybiegłam do lasu jak co dzień. Musiałam zażyć trochę ruchu, inaczej musiałabym całą energię wyładować na nauczycielach, a wtedy.. współczuje im. Jak zawsze pobiegłam w postaci wilka, nie wilkołaka, wilka. Wilkołak kojarzy mi się z krwiożerczą bestią która pożera każdą żyjącą istotę na świecie. A ja..? Jestem jak każdy inny, tylko nosze ze sobą mały sekret. Jestem delikatna i krucha, a nie obleśna i stworzona z nieznanego materiału, którego nikt nie zniszczy. Więc jestem wilkiem trochę większym od normalnych.
Biegłam tak rozmyślając 10 kilometrów. Zajmowało mi to około dwóch minut. Wielkie łapy, dobrze rozbudowane mięśnie i ciało dawało mi idealne warunki do długich biegów. Uwielbiam ten stan. Uwielbiam moje przyśpieszone tętno, bicie pazurami w mech czy nawet wpadanie na drzewa, które nie raz w tajemniczy sposób wyrosły przede mną w najmniej odpowiednim momencie.
W końcu dotarłam do olbrzymiego dębu, który służył za podporę do mojego domku. Dziecinne..? Możliwe. Lecz ja go traktuje jak drugi dom. Przeze mnie budowany, przeze mnie dekorowany. Inaczej mówiąc- czysta moja praca i wysiłek, który jak najbardziej się opłacił. Stoi on tu (a raczej wisi na drzewie) od kąt pamiętam. Powstał tutaj od razu po moim przyjeździe. Czyli już jedenaście lat temu, to można wręcz ująć za cud, ze jeszcze jest w jednym kawałku. W nim mogę odpocząć, odbiec od codziennych problemów.. Spędzam z nim codziennie czas i uważam go za dobrze zainwestowany.
Wbiegłam na górę i usiadłam na krześle. Rozejrzałam się dookoła za moim zeszytem. Za moim małym pamiętniczkiem zawierającym wszystkie moje uczucia czy wydarzenia z życia te dobre i te złe. Więc podeszłam do półki przy której powinien leżeć, tylko ten.. niknął..? Albo go gdzie indziej położyłam, ale nawet sama pamiętam, że go tam kładłam..! A może wypadł przez okno bo półka blisko jego się znajduje. Ale znowu zamykam okno.! Albo.. właśnie drzwi były otwarte a zawsze zamykam na klucz.. Dobra rodziców się sprowadzi wszystko znajdą, a bynajmniej mam taką nadzieje. Ostatnio komórka mi cudownie znikła, okazało się, że Saphira ( mój pies) wyniosła ją do budy. A rodzice ją dzięki Bogu znaleźli, a raczej wyczuli, w dosłownym znaczeniu. Mają lepszy węch ode mnie, niestety mogę się do nich tylko porównywać o w postaci wilka. I zazwyczaj wolniej to całe tropienie mi idzie. Zawsze sobie to tłumacze ich latami życia, które dostarczyły im więcej doświadczeni niż moje.
I znów powrót do domu, tylko tym razem wychodzę i biegnę z plecakiem do szkoły i w postaci człowieka. Ehh, a w szkole.. nie za ciekawie. Chęć wyjścia do lasu i zamknięcia się w nim, jest kusząca.. lecz nie realna. Musze się uczyć, sprawie, że moi rodzice, którzy mnie porzucili będą ze mnie dumni. Moje życie nigdy nie było łatwe, a na pewno w postaci wilka. Co dzień wręcz muszę założyć maskę, przykrywającą moje uczucia. Wcielam się w twardą osobę zazwyczaj rano, przed wyjściem do szkoły. Robię to bez problemów, wstaje, powtarzam w kółko Wszystko będzie dobrze i staram się funkcjonować jak każdy. Wieczór okazuje się tylko wolnością. Cichym łkaniem w kącie i wspominanie dnia, który okazuje się zawsze zły.
Na korytarzu szkolnym od razu skierowałam się pod okno. Zawsze tam podchodzę. Siadam na parapecie i rysuje, zazwyczaj wilki lub twarz która śni mi się po nocach.  Nie wiem dlaczego ale ta twarz kryje w sobie tajemnice tak jak ja.. tak mi się zdaje. Gdy powiedziałam to mojej przyjaciółce (Pearl) stwierdziła, że jest to przypadkowa twarz wychwycona na tłocznej ulicy i pewnie dlatego nie wiem czy widziałam ją kiedykolwiek na żywo.Lecz zwróciłam uwagę na jeden fragment twarzy nieznajomego. A mianowicie na oczy. Posiadały taki sam odcień jak moje. Wiązałam tlyko i wyłącznie nadzieje, że jest taki jak ja. Że tak samo jak ja posiada swój sekret. Lecz na ten domysł może odpowiedzieć czas, który w nieskończoność się dłuży...




9 lipca 2013

Prolog

Od początku życia, tak jak każda kobieta marzyłam o swoim dziecku. Lecz moje marzenie po pewnym czasie zostało zrujnowane. Zachorowałam. Lekarze nie byli w stanie wykryć nazwy tej choroby. Z dnia na dzień byłam co raz bardziej słaba, nie nadawałam się do życia. Wylądowałam w szpitalu, gdzie tylko się pogorszyło. Moja wiara w dalsze życie znikła, leżałam na łóżku i nie odzywałam się do nikogo. Byłam rośliną która powoli usycha i ginie. Nie mogła już tam wytrzymać, chciałam ostatni raz zobaczyć zieleń i słońce. Lecz nie zza szyby. Wyszłam po cichu z szpitala do parku. Ludzie co prawda zerkali na mnie i wyzywali od wariatek, lecz nie zwracałam na nich najmniejszej uwagi. Szłam dalej i cieszyłam się ostatnimi minutami życia. W pewnym momencie poczułam dotyk na ramieniu i silny ból w szyi. Obudziłam się po trzech dniach. Byłam nie do poznania. Czułam się jak nowo narodzona, co spowodowało wypuszczeniem mnie do domu. Tam zastałam mężczyznę, który w tej chwili jest moim mężem. Wytłumaczył mi kim teraz się stałam. Co prawda na początku nie było łatwo z moim życiem, na szczęście Louis pomógł mi we wszystkim. Przeprowadzamy się co dziesięć lat do innych miejscowości aby nikt nie miał podejrzeń o tym, że jesteśmy wampirami. Tym razem padło na Londyn.
Szukaliśmy dziecka. Przypuszczaliśmy, że nie będzie takie jak my, lecz się nie poddawaliśmy. To było nasze marzenie. Louis szukał po wszystkich domach dziecka, aż w końcu znalazł idealną istotkę do naszego nadzwyczajnego domu. Zaprowadził mnie tam. Nazywała się Ruby. Miała około pięciu lat. Wiedziałam, że jest w niej coś niezwykłego. Same jej spojrzenie kryło w sobie tajemnice której nikomu nie powie. Każda opiekunka w domu dziecka ostrzegała nas przed ruchliwością tego dziecka, jak i jej brakiem zaufania do nieznajomych. Wiedziałam, że każde dziecko musi poznać daną osobę aby jej zaufać, lecz ta dziewczynka była niezwykła w moich oczach jak i męża. Nadawała się doskonale do mojej rodziny, co z tego, że jest strasznie ruchliwa (i jak nazwała ją jej koleżanka z pokoju) dzika. Z tego właśnie względu jest idealna, normalni ludzie nie nadążyliby za nią, a my.? Hmm, damy rade.
Gdy po raz pierwszy znalazła się w naszym domu była wystraszona. Kurczowo trzymała się mojej szyi, jakby bała się, że chcemy ją tu przewieźć i zabić. Pokazaliśmy jej cały dom i jej pokój. Była wniebowzięta, po pięciu minutach przebywania w domu biegała po pokojach. Rzeczywiście była strasznie ruchliwa, lecz z czasem jej to przechodziło. Pod koniec wizyty podpisywaliśmy wszystkie papiery odnośnie zamieszkania Ruby w domu. Dziewczynka dziękowała nam co chwilę za przyjęcie jej w ramiona. Po roku, gdy miała skończone sześć lat powiedziała nam o swoim małym sekrecie. W pierwszej chwili nie mogliśmy uwierzyć, lecz gdy stanęła przed nami w posturze wilka w lesie, zrozumieliśmy dlaczego jest tak nadzwyczajna. Dowiedziała się także o nas. Na jej twarzy nawet na minutę nie pojawiło się zdziwienie. Wiedziała o tym, wiedziała o istnieniu wampirów. Tylko skąd..? Nie miała nikogo bliskiego aby jej o tym powiedzieć. Lecz to zostało nadal w jej sekrecie. Posłaliśmy ją do szkoły. Co prawda mówiła, że osoby z klasy jej nie polubiły lecz nadal chciała do niej chodzić. Ruby marzyła aby być dzieckiem jak każdy. Aby się nie wyróżniać.
W aktualnej chwili jesteśmy szczęśliwą rodziną. Ruby ma piętnaście lat. Wygląda jak dorosła osoba. Nie możemy na nią narzekać. Od lat czternastu w jej wyglądzie nie powstają żadne zmiany. Nie starzeje się, można powiedzieć, że jest taka jak my. Każdą wolną chwile siedzi w lesie, który znajduje się koło naszego domu. Traktuje nas jak normalnych rodziców. Mamy za sobą jedną przeprowadzkę. Aktualnie mieszkamy w Australii trzy lata. Mamy się dobrze, i mam nadzieje, że właśnie tak zostanie przynajmniej 5 lat.